Polish Biblia Gdanska (1881) 1Tedy przystąpili do Jezusa z Jeruzalemu nauczeni w Piśmie i Faryzeuszowie, mówiąc: 2Czemu uczniowie twoi przestępują ustawę starszych? albowiem nie umywają rąk swych, gdy mają jeść chleb. 3A on odpowiadając, rzekł im: Czemuż i wy przestępujecie przykazanie Boże dla ustawy waszej? 4Albowiem Bóg przykazał, mówiąc: Czcij ojca twego i matkę; i kto by złorzeczył ojcu albo matce, śmiercią niechaj umrze. 5Ale wy powiadacie: Kto by rzekł ojcu albo matce: Dar, którykolwiek jest ode mnie, tobie pożyteczny będzie; a nie uczciłby ojca swego albo matki swojej, bez winy będzie. 6I wzruszyliście przykazania Boże dla ustawy waszej. 7Obłudnicy! dobrze o was prorokował Izajasz, mówiąc: 8Lud ten przybliża się do mnie usty swemi, i wargami czci mię; ale serce ich daleko jest ode mnie. 9Lecz próżno mię czczą, nauczając nauk, które są przykazania ludzkie. 10A zawoławszy do siebie ludu, rzekł im: Słuchajcie, a rozumiejcie. 11Nie to, co wchodzi w usta, pokala człowieka; ale co wychodzi z ust, to pokala człowieka. 12Tedy przystąpiwszy uczniowie jego, rzekli mu: Wiesz, iż Faryzeuszowie, usłyszawszy tę mowę, zgorszyli się? 13A on odpowiadając rzekł: Wszelki szczep, którego nie szczepił Ojciec mój niebieski, wykorzeniony będzie. 14Zaniechajcie ich; ślepi są wodzowie ślepych, a ślepy jeźliby ślepego prowadził, obadwa w dół wpadną. 15A odpowiadając Piotr, rzekł mu: Wyłóż nam to podobieństwo. 16I rzekł Jezus: Jeszczeż i wy bezrozumni jesteście? 17Jeszczeż nie rozumiecie, iż wszystko, co wchodzi w usta, w brzuch idzie, i do wychodu bywa wyrzucono? 18Ale co z ust pochodzi, z serca wychodzi, a toć pokala człowieka. 19Albowiem z serca wychodzą złe myśli, mężobójstwa, cudzołóstwa, wszeteczeństwa, złodziejstwa, fałszywe świadectwa, bluźnierstwa. 20Toć jest, co pokala człowieka: ale jeść nieumytemi rękoma, toć nie pokala człowieka. 21A wyszedłszy Jezus stamtąd, ustąpił w strony Tyru i Sydonu. 22A oto niewiasta Chananejska z onych granic wyszedłszy, wołała, mówiąc do niego: Zmiłuj się nade mną Panie, synu Dawidowy! córka moja ciężko bywa od dyjabła dręczona. 23A on jej nie odpowiedział i słowa. Tedy przystąpiwszy uczniowie jego, prosili go, mówiąc: Odpraw ją, boć woła za nami. 24A on odpowiadając rzekł: Nie jestem posłany, tylko do owiec, które zginęły z domu Izraelskiego. 25Lecz ona przystąpiwszy, pokłoniła mu się, mówiąc: Panie, ratuj mię! 26A on odpowiadając rzekł: Niedobra jest brać chleb dziecinny, a miotać szczeniętom. 27A ona rzekła: Tak jest, Panie! a wszakże i szczenięta jedzą odrobiny, które padają z stołu panów ich. 28Tedy odpowiadając Jezus rzekł jej: O niewiasto! wielka jest wiara twoja; niechaj ci się stanie, jako chcesz. I uzdrowiona jest córka jej od onejże godziny. 29A Jezus poszedłszy stamtąd, przyszedł nad morze Galilejskie, a wstąpiwszy na górę, siedział tam. 30I przyszedł do niego wielki lud, mając z sobą chrome, ślepe, nieme, ułomne i inszych wiele, i kładli je u nóg Jezusowych, i uzdrawiał je, 31Tak iż się on lud dziwował, widząc, że niemi mówią, ułomni uzdrowieni są, chromi chodzą, a ślepi widzą; i wielbili Boga Izraelskiego. 32Lecz Jezus zwoławszy uczniów swoich, rzekł: Żal mi tego ludu; albowiem już trzy dni przy mnie trwają, a nie mają, co by jedli, a nie chcę ich rozpuścić głodnych, by snać nie pomdleli na drodze. 33Tedy mu rzekli uczniowie jego: Skądże byśmy wzięli tak wiele chleba na tej puszczy, abyśmy tak wielki lud nasycili? 34I rzekł im Jezus: Wieleż macie chlebów? A oni rzekli: Siedm, i trochę rybek. 35Tedy rozkazał ludowi, aby siedli na ziemi. 36A wziąwszy one siedm chlebów i one ryby, uczyniwszy dzięki, łamał i dał uczniom swoim, a uczniowie ludowi. 37I jedli wszyscy i nasyceni są, i zebrali, co zbyło ułomków, siedm koszów pełnych. 38A było tych, którzy jedli, cztery tysiące mężów, oprócz niewiast i dziatek. 39Tedy rozpuściwszy lud, wstąpił w łódź, i przyszedł na granice Magdalańskie. |