Polish Biblia Gdanska (1881) 1Uczyniłem przymierze z oczyma swemi, abym nie pomyślał o pannie. 2Bo cóż za dział od Boga z góry? a co za dziedzictwo Wszechmocnego z wysokości? 3Azaż nie nagotowane zginienie złośnikom, a sroga pomsta czyniącym nieprawość? 4Azaż on nie widzi dróg moich, a wszystkich kroków moich nie liczy? 5Jeźlim chodził w kłamstwie, a spieszyła się na zdradę noga moja: 6Niech mię zważy na wadze sprawiedliwej, a niech Bóg pozna szczerość moję. 7Jeźliż ustąpiła noga moja z drogi, a za oczyma memi szłoli serce moje, i do rąk moich jeźliż przylgnęła jaka zmaza: 8Tedy niechże ja sieję, a inszy niech pożywa, a moje latorośle niech będą wykorzenione. 9Jeźli zwiedzione jest serce moje do niewiasty, i jeźlim czyhał u drzwi przyjaciela mego: 10Niechajże mele innemu żona moja, a niechaj się nad nią inni schylają. 11Boć to jest sprosny występek, a nieprawość osądzenia godna, 12Gdyż ten ogień aż do zatracenia pożera, a dochody moje wszystkie wykorzenić może. 13Jeźlim stronił od sądu z sługą moim, albo z służebnicą moją, gdy ze mną sprzeczkę mieli, 14(Bo cóżbym czynił, gdyby powstał Bóg? albo gdyby pytał, cobym mu odpowiedział? 15Izaż nie ten, który mię w żywocie uczynił, nie uczynił też i onego? a nie onże nas sam w żywocie wykształtował?) 16Jeźliżem odmówił ubogim, czego chcieli, a oczy wdowy jeźliżem zasmucił; 17Jeźliżem jadł sztuczkę swoję sam, a nie jadała i sierota z niej; 18(Albowiem sierota z młodości mojej rosła ze mną, jako u ojca; a jakom wyszedł z żywota matki mojej, byłem wdowie za wodza.) 19Jeźliżem widział kogo ginącego dla tego, że szaty nie miał, a nie dałem żebrakowi odzienia; 20Jeźliże mi nie błogosławiły biodra jego, że się wełną owiec moich zagrzał; 21Jeźliżem podniósł przeciwko sierocie rękę swoję, gdym widział w bramie pomoc moję: 22Tedy niech odpadnie łopatka moja od plec swych, a ramię moje z stawu swego niech wytracone będzie. 23Albowiem lękałem się skruszenia od Boga, a przed jego zacnością nie mógłbym się ostać. 24Jeźlim pokładał w złocie nadzieję moję, a do bryły złota mawiałem: Tyś ufanie moje; 25Jeźlim się weselił z wielu bogactw moich, a iż wiele nabyła ręka moja; 26Jeźlim patrzał na światłość słońca, gdy świeciło, a na miesiąc, gdy wspaniało chodził; 27I dało się uwieść potajemnie serce moje, a całowały rękę moję usta moje: 28I toćby była nieprawość osądzenia godna; bobym się tem zaprzał Boga z wysokości. 29Jeźliżem się weselił z upadku nienawidzącego mię, a jeźlim się cieszył, gdy mu się źle powodziło. 30(I owszem nie dałem zgrzeszyć ustom moim, abym miał żądać przeklęstwa duszy jego.) 31Azaż nie mawiali domownicy moi: Oby nam kto dał mięsa tego, nie możemy się i najeść? 32Bo gość nie nocował na dworze, a drzwi moje otwierałem podróżnemu. 33Jeźlim zakrywał, jako ludzie zwykli, przestępstwa moje, i chowałem w skrytości mojej nieprawość moję; 34I choćbym był mógł potłumić zgraję wielką, jednak i najpodlejszy z domu ustraszył mię; przetożem milczał, i nie wychodziłem ze drzwi. 35Obym miał kogo, coby mię wysłuchał; ale oto ten jest znak mój, że Wszechmogący sam odpowie za mię, i księga, którą napisał przeciwnik mój. 36Czylibym jej na ramieniu swojem nie nosił? a nie przywiązałbym jej sobie miasto korony? 37Liczbę kroków moich oznajmiłbym mu; jako do książęcia przystąpiłbym do niego. 38Jeźliż przeciw mnie ziemia moja wołała, a jeźliże z nią społem zagony jej płakały; 39Jeźliżem pożytków jej używał bez pieniędzy, i jeźlim do wzdychania przywodził dzierżawców jej: 40Miasto pszenicy niech wznijdzie oset, a miasto jęczmienia kąkol. Tu się skończyły słowa Ijobowe. |